Rzeki to szczególnie urokliwy przejaw funkcjonowania przyrody. Ich ekosystem biolodzy potrafią rozłożyć na najmniejsze detale i zinterpretować jego metabolizm, natomiast z urodą rzek najlepiej radzą sobie poeci. Dla Anglików londyńska Tamiza jest nastrojowym dziełem natury; a wiersz Impression du Martin Oscar Wilde rozpoczął słowami: Nokturn Tamizy w błękicie i złocie…, a William Cox Bennett i Alexander Hume mówili o uczuciach do niej używając słów o wyszukanej ulotności. Jednakże dla zwykłych Londyńczyków rzeka stanowiła nie tylko źródło wody i dochodu – dzień w dzień jej garnuszka trzymały się rzesze rodzin rzecznych marynarzy i dokerów – ale też spływ ścieków i powód częstych niedogodności. Jednakże to poeci mają rację; Tamiza to sentymentalna rzeka wabiąca turystów do spojrzenia na nią głównie z londyńskiej perspektywy, od jej nurtu na skrajach Kingston, nawet po przemysłowe instalacje Dagenham i Thamesmead na wschodzie. John Burns – wielbiciel Londynu i socjalista – nazwał ją „płynną historią” i rzeczywiście, o jej znakomite relikty ocieramy się u płynąc statkiem wzdłuż nabrzeży Richmond i Chelsea, sunąc obok Houses of Parliment i Tower of London, przestrzenią niegdysiejszych doków portowych Limehouse i Millwall, parku pałacu Greenwich. Wodna wycieczka napełnia Anglosasów dumą, a Londyńczyków przesyca przekonaniem, że należy tylko do nich. Niestety, to nie prawda; Tamiza ma właściciela. W roku 1857 królowa Wiktoria spierała się o prawo własności do niej z burmistrzem City of London i Korona je otrzymała. Płynna, królewska nieruchomość sięga więc od Cricklade – 160 km na zachód od Londynu – aż po London Stone u ujścia rzeki Yantlet Creek, gdzie Tamiza mierzy aż 6 km szerokości.

Tamiza, jak dawniej, pozostaje ruchliwą, eksploatowaną rzeką. Kutry holują opasłe barki towarowe w stronę Essex, dziesiątki statków wycieczkowych nieustannie krążą pomiędzy Richmond, a rezydencyjnym dzisiaj kwartałem Doków Świętej Katarzyny i Greenwich. Lecz nie spotkamy już tutaj nadwodnych latarników, jak też nie zejdziemy nad samą wodę, by donośnie zawołać Oars! i tym samym przywołać łódkę na drugi brzeg. Jednakże pewne cykliczne wydarzenia na wodzie trwale splatają dzień dzisiejszy z odległą historią. Należą do nich wodne zmagania, wśród których największe emocje wzbudza zainaugurowany w roku 1827 wiosenny wyścig łodzi wiosłowych uniwersytetów Oxford i Cambridge. Od startu na wysokości pubu Duke’s Head na Putney do The Ship w Mortlake jest 7 km. Tegoroczną edycję zdominowała „ósemka” z Cambridge poprawiając 27 marca wynik na 82:79 na własną korzyść. Niewiele natomiast słyszymy o dużo bardziej spektakularnym wyścigu, skupiającym na starcie zarówno profesjonalistów, jak i amatorów. Każdej jesieni 35. kilometrowy Great River Race ściąga na Tamizę wodniaków z niemal całego świata i co najważniejsze, dopuszczalny jest każdy rodzaj wiosłowej łodzi: kajaki, pontony, skiffy, łodzie rybackie itp. Start następuje w chwili odpływu rzeki do morza, a więc i szybkość łodzi nadaje wyścigowi sporego nerwu. Mało tego; słabsi dostają fory i do mety dopływa niemal cała flotylla prawie 300 łodzi nierzadko trącających się w ścisku wiosłami. Lecz najbardziej „londyński” jest zainaugurowany w roku 1715 wyścig Doggett’s Coat and Badge najstarszy ze wszystkich cyklicznych zawodów świata. Dyrektor teatru, Thomas Doggett, ufundował wtedy dla zwycięscy czerwony kaftan wraz ze srebrnym emblematem. Koniec lipca zbiera więc na starcie sześć wiosłowych „jedynek” adeptów zrzeszenia pracowników rzecznych Thames Watermen and Lightermen, konkurujących na dystansie 7 km, między London Bridge i Cadogan Pier na Chelsea. Podczas wojny zawody wstrzymano, ale by tradycji stało się zadość, w roku 1947 przeprowadzono 9 wyścigów umożliwiając dyplomantom TW&L wypełnienie luk w kronikach historycznego współzawodnictwa.

W roku 1968 Amerykanin Robert McCulloch nabył sławny, ale mocno już wysłużony London Bridge. Rozebrany kamień po kamieniu most popłynął do USA i postawiono go w Arizonie, dosłownie w gołym polu, naterenie działek budowlanych osady Lake Havasu, na które McCulloch do tej pory nie mógł znaleźć chętnych. Pod mostem przekopano kanał łączący się z pobliskim jeziorem Havasu. London Bridge stał się turystyczną sensacją, a tereny budowlane sprzedano na pniu. Fakt ten nie zaskakuje; wskazuje tylko, jak dalece ceni się w świecie symbole londyńskiej Tamizy. Nie zaskoczy pewnie też fakt, iż najstarszą na świecie formację policyjną utworzono nie dla bezpieczeństwa przeciętnego człowieka, a spokoju prywatnej własności na wodzie. 2 lipca 1798 John Harriott i Patrick Colquhoun powołali do działania The Marin Police Force. Tamiza zyskała policję 31 lat wcześniej, aniżeli o to samo pokusili się notable londyńskiego City. Rola rzecznej policji polegała na ochronie statków zacumowanych przy portowych nabrzeżach i towarów zmagazynowanych w dokach. W końcu drugiej połowy XVIII wieku ponad 34 000 statków przepłynęło w obie strony odcinek 10 km rzeki między Isle of Dog i Westminster, nie licząc średnio 8 000 jednostek cumujących jednocześnie pomiędzy London Bridge i Greenwich. Kapitanowie statków zmuszeni byli brać pod uwagę okres nawet kilku tygodni na rozładowanie powierzonego im towaru. Zdarzało się, iż podczas tego okresu kradziono niekiedy połowę cargo. Nic dziwnego; na nadrzecznych terenach przybywało firm, które pod szyldem fikcyjnej działalności, trudniły się głównie upłynnianiem kradzionego ładunku. Szacowano też, że 1/3 z liczby 33 000 londyńskich dokerów należała do złodziejskich gangów i rzecznych piratów. Słowo „grabież” właściwie opisuje skalę zdarzeń, jakie działy się na rzece. Każdego roku armatorzy tracili towar o wartości dzisiejszych 300 milionów euro. Rząd nie czuł się na siłach podołać tej sytuacji, a należało przecież coś z tym zrobić. Patrick Colquhoun był uznanym handlowcem i autorem rozprawy pt. Treatise on the Police of the Metropolis, analizującej ówczesny brak bezpieczeństwa. Publikacja odniosła sukces, a przedstawiciele kompanii Indii Wschodnich poprosili Colquhoun’a o znalezienie sposobu na zredukowanie strat. Patrick Colquhoun i John Harriott przyjęli zaproponowaną gotówkę i zarejestrowali The Marin Police Force. Zgodnie z przewidywaniami praca powołanych stróżów prawa stała się proporcjonalnie niebezpieczna do skali zdeprawowania przestępców. Odnotowano regularne walki między obydwoma stronami i używano w nich wszelkiej broni białej i palnej. Wkrótce Colquhoun przeformował siły i powstały wydziały wyspecjalizowane w ochronie statków, kolejne strzegły magazynów portowych, jeszcze inne dbały o sprawność żeglugi rzecznej. Z czasem wydłużyła się lista ich odpowiedzialności i ścigano już wszelkie formy łamania prawa wzdłuż brzegów Tamizy całego Londynu i dalej, aż po bagniste tereny hrabstw Kent i Essex. Bezkarni nie czuli się nawet złodzieje kóz, czy też młodzieńcy okładający się na brzegu pięściami.

Policyjna eskadra rzeczna nosi dzisiaj nazwę Thames Division of the Metropolitan Police i dysponuje nie tylko flotyllą łodzi patrolowych, ale i ambulansów, bowiem monitoruje też zdarzenia w obrębi zbiorników i kanałów wodnych. Każdego roku funkcjonariusze jednostki przechodzą szereg szkoleń, ale jak sami twierdzą, dopiero 5 lat służby na wodzie pozwala głębiej poznać sekrety Tamizy. Dzień pracy na wodzie to niemal te same obowiązki policjanta drogowego, np. przestrzeganie, powyżej mostu Wandsworth, ograniczenia prędkości łodzi i statków do 8 węzłów na godzinę. Poniżej tego mostu prędkość jest dowolna, jednakże karalne jest „niebezpieczne nawigowanie”. Inne zadania to ochrona flory i fauny rzeki, a łabędzie odgrywają tu wyjątkowa rolę. Zgodnie z odwiecznym prawem utrudnianie ich egzystencji prowadzi do poważnych kłopotów, a kradzież łabędziego jaja z gniazda może zaprowadzić na rok do więzienia. Wiele tych pięknych ptaków można spotkać w okolicach Putney, lecz, jak wszystko w Anglii, nie są to stworzenia bezpańskie i aby się dowiedzieć, który należy do kogo z trójki posiadaczy, trzeba wykazać spostrzegawczość. Znaku trzeba wpatrzyć na dziobie: jego brak oznacza własność Jej Wysokości Królowej, jedno nacięcie to własność niegdysiejszych barwiarzy Dyers Company, dwa nacięcia wskazują importerów win z Vintners Company (obie kompanie zaistniały już w średniowieczu). Tradycja takiego oznaczania wyszła spod pióra Henryka VIII, lecz ptaki te chroniono dużo wcześniej traktując jako przejaw ideału piękna i wykwintnego mięsa, podawanego na dworskim stole. Oznaczanie i pielęgnowanie łabędzi nie zawsze kojarzyło się z subtelnym, honorowym aktem: w latach 50. XX wieku na Tamizie pływało ich ponad 1000, obecnie liczba ta spadła do połowy.

Skoro wspomnieliśmy o dworskim stole, to śmiało idźmy tym tropem i pokuśmy się choćby o skromną ucztę na miarę własnej kieszeni. Dla wielu Londyńczyków i większości turystów nie ma większej przyjemności, jak posiłek, potem kawa, piwo bądź wino sączone nad Tamizą. Lecz nie tylko nurt rzeki jest ważny, ale i miejsce skąd ją widać. Większość nadbrzeżnych pubów Tamizy to historyczne zabytki związane z jej nurtem. XVII- wieczny The London Apprentice w Isleworth stoi na miejscu pubów wzmiankowanych tutaj przed 600 laty. To prawdopodobnie też miejsce, gdzie Juliusz Cezar przekroczył Tamizę w roku 54 p.n.e. Istotny w tym miejscu fakt: to nie kto inny, ale Rzymianie, na wzór własnych tabernae, wpuścili w angielską krew zamiłowanie do instytucji domu przeznaczenia publicznego krótko zwanego pubem. The London Apprentice ofiarował bezpieczne kąty nie tylko rozbójnikom i szmuglerom, ale i malarzom Turnerowi i Constable, jak i rzeszy miejscowych czeladników – stąd nazwa. W roku 1828 lokal nieoczekiwanie zmienił posiadacza, bowiem poprzedni przegrał zakład o wynik walki na pięści toczonej już 38 godzin. Dalej, na Hammersmith, odnajdziemy skromną elewację 300-letniego pubu The Dove, regularnie odwiedzanego przez Grahama Greena i Ernesta Hemingwaya. Na Chiswick niezmiennie prosperuje od 1778 roku The Black Lion posiadający własną kręgielnię i 14 zadomowionych duchów, których aktywność stała się przedmiotem programów BBC. Uroczo, szczególnie, gdy nieprzepełniony, prezentuje się The Bull’s Head przy ulicy Strand, skąd Oliver Cromwell sekretnym tunelem uszedł Rojalistom. W nadrzecznym pasie Strandu warto odnaleźć licencjonowany w roku 1787 The Bell & Crown, którego reklamową frazę rozpoczynają słowa: Podczas gdy rzeka stanowi nasz główny atut, oferujemy Państwu wiele, by…The City Barge wspomniano już w roku 1484. Początkowo miejsce to nosiło godło The Navigators Arms. lecz zwyczajowo cumująca obok barka burmistrza City nasunęła bywalcom bardziej praktyczne skojarzenie tego miejsca i tak już na wieki zostało. The Beatles rozkręcili to miejsce realizując tu sekwencje do swojego filmu Help!. Lokal The Anchor Bankside na południowym brzegu Tamizy odwiedzał słynny londyński kronikarz Samuel Pepys i obserwował stąd furię wielkiego pożaru dewastującego Londyn w roku 1666. The Anchor Bankside jest wyjątkowy, bowiem to jedyny lokal nabrzeża zachowany z czasów Szekspira, gdy ten obszar miasta stanowił centrum i serce artystycznego Londynu. Sukcesy świętowali tutaj aktorzy z szekspirowskiego Globe, teatrów Swan i Rose, jak i piraci i szmuglerzy. Podczas prac renowacyjnych na początku XIX wieku natrafiono tu na pomysłowo zaaranżowane schowki służące ukryciu kontrabandy. Dalej, wraz z biegiem nurtu Tamizy, szmuglerskie historie przywołuje osamotniony budynek pubu The Angel, postawiony na miejscu XV-wiecznej oberży mnichów klasztoru Bermondsey. Sędzia George Jeffreys, zwany Szubienicznikiem, przyglądał się stąd egzekucjom w doku naprzeciw, a kapitan Cook rekrutował w owej oberży załogę do pierwszego rejsu na antypody. Imponującą historią zaciekawia pub po drugiej stronie rzeki: w The Town of Ramsgate pojmano kapitana Thomasa Blood’a wnet po kradzieży królewskich klejnotów z twierdzy Tower; tłum pochwycił tu również znienawidzonego, przebranego za marynarza, owego sędziego Jeffreysa i domagał się linczu, lecz wyrwanego z rąk tłuszczy i osadzono dla bezpieczeństwa w Tower. W tutejszych piwnicach trzymano zesłańców przed zaokrętowaniem do kompani karnej w Australii, natomiast na samym nabrzeżu, przy niskim poziomie rzeki, dostrzeżemy miejsce, gdzie fale przypływu topiły uwiązanych tu przestępców skazanych na śmierć. Wreszcie też sławny przyrodnik John Banks pojawił się tu wraz z kapitanem Williamem Bligh, by nabyć zacumowany obok sławny z buntu okręt The Bounty. Przekąska na rzece smakuje ponoć inaczej i starają się o tym przekonać puby zadomowione na pokładach statków. Ciekawą propozycją jest parowiec łopatkowy z roku 1924 cumujący przy Waterloo Bridge. Podczas 40 lat służby Tattershal Castle przewiózł ponad 1 milion pasażerów wskroś ujścia rzeki Humber i nadal, także podczas letnich, weekendowych nocy, rozbrzmiewa rozmowami i muzyką. W nurcie Tamizy drżą światła miasta, uroczo hipnotyzują, a serce zwalnia rytm; czujemy, jak poczyna w nim pobrzmiewać owy nokturn Oskara Wilde’a…

Dodaj komentarz

Close Menu