Wybrzeże Bretanii w połowie długości wygrodzone ścianami granitowej falezy, należy bez wątpienia do jednego z krajobrazowo najpiękniejszych regionów Europy. Stwierdzenie to pada nie tylko z ust wybrednych Francuzów, ale powszechnie jest podzielane przez obcokrajowców. Entuzjastyczną opinię o wyjątkowej urodzie bretońskiego wybrzeża wyrażają głównie doświadczeni w rejsach krajobrazowych żeglarze – amatorzy z Anglii, Niemiec, Holandii, nawet USA. Jachty cumują w zaciszach niewielkich zatok, których nie sposób tutaj zliczyć. Nie koniecznie szukają w nich samotności, ale jak stwierdzają, pomaga ona przesiąknąć aurą Bretanii niezmienną tu od wieków. Również od strony lądu, ze wzniesionych pod niebo stromizn granitowej falezy, owe błękitne zatoczki komponują niezwykle ujmującą scenografię wokół kotwiczących jachtów. Jej pierwszy plan stanowi zwykle plaża, często bezludna, na której spoczywa mała motorowa łódź czy też ponton z silnikiem. Z tego zacisznego skrawka lądu turyści – żeglarze tradycyjnie inicjują wielokilometrowe rajdy piesze po okolicy. „Trzy razy opływałem najciekawsze zakątki Europy i zapewniamy, iż Bretania nie ma sobie równych” – powiedział mi Gordon z irlandzkiego Galway, którego spotkałem na półwyspie Crozon, na ścieżce zalesionej falezy, otaczającej niewielką, bezludną, ale jakże zjawiskową, kamienistą plażę I’Île de Vierge. Uznaje się ją za 7. najpiękniejszą krajobrazowo plażę świata. Ocenie Irlandczyka można jedynie przyklasnąć, a przemierzając zakątki departamentów I’Île-et-Vilaine, Côtes-d’Armor, Finistère, czy Morbihan, do opinii dodamy dużo więcej superlatywnych przymiotników. W dodatku przeniknie nas aura tajemniczości drzemiąca głębiej w lądzie, pośród historycznych monumentów średniowiecza: w murach obronnych bretońskich miast, zamkach, kościołach, czy też zachowanych budynkach posiadłości feudalnych. Jednakże te z sekretów najgłębszych, bowiem nieodgadnione od tysiącleci, zachowują bretońskie megality. Na terenie Armorique (starożytna nazwa Bretanii pochodząca od łacińskiego Aremorica) odnajdziemy ich tysiące. Fascynacji megalitami nie sposób się oprzeć wiedząc, iż w pobliżu turystycznych szlaków od kilku tysiącleci spoczywają skupiska gigantycznych głazów, ustawionych bądź to indywidualnie, bądź ułożonych pieczołowicie w kryte, sakralne korytarze i skomplikowane budowle. Istnieje przy tym niepozorny czynnik mocno uwydatniający ezoteryczną, sakralną tajemnicę megalitów – kolorystyczna szata jesieni dużo intensywniej, aniżeli pozostałe pory roku, nasącza otoczenie megalitów Armorique odczuwalnym, spirytualnym nastrojem i czyni je pulsującymi taką też energią. Połacie lasów mienią się melanżem blaknącej zieleni, żółci, czerwieni. Tymi kolorami listowie stopniowo pokrywa ściółkę i ścieli szlachetny w barwach dywan dla coraz intensywniej rysujących się na ich tle menhirów (pojedyncze słupy kamienne), dolmenów (dwa równoległe szeregi pionowo wkopanych głazów przykryte kolejnymi) i tumulusów, którym to słowem Francuzi zwykli nazywać rozległe budowle grobowe, zbudowane z obrobionych i misternie ułożonych kamieni i skał. Polskim odpowiednikiem tumulusa jest słowo kurhan.

Od 4000 do 2000 lat bretońskie megality poprzedziły pojawienie się pierwszych Galów tworzących zręby własnych plemiennych struktur i o tyle też starsze są od zalążków spirytualnych praktyk druidów. Monumentalność megalitów, ich wizualna niezwykłość, przede wszystkim zaś nie do końca pojęta sztuka „manipulowania” kilka tysięcy lat temu wielotonowymi głazami, przykuły uwagę już w XVIII wieku i od tamtej pory, szczególnie od końca XX wieku, zainteresowanie nimi nieustannie wzrasta. Poszerzeniu grona sympatyków tematu sprzyja rozwinięta współcześnie świadomość Bretończyków istotności megalitów dla przyciągnięcia rzesz turystów. Bretania doskonale wpasowała je w wakacyjne marszruty półwyspu, bowiem niemal powszechnie dostrzeżemy wiodące do nich strzałki lub drogowskazy. Menhiry i dolmeny „wydobywa” się na światło dzienne, eksponuje w terenie i opatruje tablicami informacyjnymi i poglądowymi grafikami. Szacuje się, iż w bretońskiej ziemi tkwi około 1000 dolmenów i 6000 menhirów, z których około 5000 ustawiono w regularnych szeregach. Pozostały tysiąc to obiekty pojedyncze, odizolowane pośród lasów i pól. Każdy z nich stanowi państwowy obiekt kulturowy chroniony surowymi przepisami. Rozproszenie ich na przestrzeni półwyspu nie jest jednorodne, a większość drzemie na niewielkiej przestrzeni regionu Morbihan: to okolice miasta Carnac, półwyspu Quiberon, Locmariaquer. Warto wiedzieć, że nie każdy megalit w zasięgu wzroku to okazja swobodnego podejścia do niego, dotknięcia głazów, uwiecznienie na zdjęciu z bliska. Wiele z nich znajduje się na terenach prywatnych, a „wtargnięcie” tam może skutkować przykrościami. Tak więc czytajmy znaki i wystrzegajmy się ich braku, bowiem napis Monument historique nie zawsze daje do ręki bilet wstępu.

Najokazalszy z menhirów, powszechnie znany jako Grand Menhir brisé d’Er Grah (w jęz. starobretońskim Men ar hroëc’h, co znaczy Kamień czarodziejki) znajduje się na półwyspie Locmariaquer, na północ od centrum miasteczka o tej samej nazwie. Spoczywa na terenie archeologicznego „sanktuarium”, bowiem w naukowym aspekcie miejsce jest wyjątkowe, a zachowane relikty to megalityczny przekrój w pigułce. Menhir rzeczywiście „spoczywa”, bowiem jest powalony i pęknięty na cztery części. To największy europejski obiekt tego typu: mierzy ponad 20 m długości i ważący ponad 280 ton. Do tej pory nie wiadomo, przy pomocy jakich mechanizmów udało się 5000 lat przed Chrystusem przetransportować granitowego kolosa z odległości kilku kilometrów i ustawić w widocznym miejscu. Wiadomo jednak, że od tamtego czasu, nawet po upadku, sprowokowanego przypuszczalnie trzęsieniem ziemi, Men ar hroëc’h nieustannie przyciągał oddanych tajemniczym rytuałom. Miały one tu miejsce jeszcze na początku XX wieku, kiedy to w noce 1 maja, z dala od męskich oczu, przy wezgłowiu menhira zbierały się młode panny z Locmariaquer i niedalekiego miasta Saint-Philibert. Żwawo wdrapywały się na „drzemiącego olbrzyma”, siadały z podciągniętymi spódnicami i ześlizgiwały się w dół. Jeśli szorstka powierzchnia kamienia spowodowała na skórze panny widoczne zadrapania, to znak był oczywisty szybkiego zamążpójścia.

Kamień czarodziejki nie okupuje samotnie stanowiska megalitycznego Locmariaquer. Obok znajduje się kolisty, kamienny kurhan Cairn de Tables des Marchands, datowany na 3900 lat p.n.e. Korytarz wewnętrzny jest niski i wymaga pochylenia pleców. To przydatna pozycja, bowiem nakamienne ryty niejako same wpadają w oko. Stopniowo „sufit” się podnosi anonsując wejście do głównej komory kurhanu i zarazem najbardziej uświęconego w nim miejsca.

Trzeci obiekt w Locmariaquer to tumulus d’Er Grah – fascynujący układ kamienny, liczący 140 m długości, budowany etapami w okresie od 4500 do 4000 lat p.n.e. Badania wskazują na jego pogrzebowe przeznaczenie i ofiarowanie najwidoczniej niezwykle poważanej osobistości.

Tylko o rzut kamieniem stąd, na skraju lasu, w najbliższym sąsiedztwie wiejskiego zabudowania, odnajdziemy dolmen Mané Lud, okryty płaskim, gigantycznym głazem o wymiarach 8,50 m x 5 m. Ten tak potężny, sufitowy monolit przykrywa komorę wysoką na 1,80 m o wymiarach 3,50 m x 3 m. Prowadzi tam 5-metrowy korytarz biorący początek u naroża kamiennego budynku gospodarczego. To niezwykłe, fizyczne scalenie obu tak odległych od siebie epok przyprawia o lekki dreszcz emocji.

Spośród wielu unikalnych megalitów półwyspu Locmariaquer warto wspomnieć o dolmenie najdłuższym z tutaj zarejestrowanych. Pierres-Plates znajduje się tuż przy wydmie plaży Falaise. Z daleka nie rzuca się w oczy przypominając niskie, kamienne wybrzuszenie terenu. Punktem orientacyjnym jest samotny menhir tuż u niskiego wejścia. Penetracja wnętrza wymaga poruszania się niemal „w kucki”, ale i w tym przypadku to najlepsza pozycja do przyjrzenia się kolistym rytom, których we wnętrzu Pierres-Plates nie brakuje. Korytarz dolmenu wraz z końcową komnatą liczą aż 26 m długości. Choć światło miejscami przebija się w szczelinach głazów, doświetlając ciąg wnętrza, to przyda się tutaj latarka.

Perłą bretońskiego budownictwa megalitycznego jest największe w Europie mauzoleum megalityczne – kamienny kurhan Cairn de Barnénez na Półwyspie Kernéléhen, w departamencie Finistère. Budowany między 4500 lat i 3900 lat p.n.e. osiągnął imponującą kubaturę długości 75 m i szerokości 28 m. Wnętrze tumulusa wypełnia 11 komór pogrzebowych. Kurhan rozpościera się na wzgórzu niczym neolityczna katedra. A niewiele brakowało, by nie został z niej kamień na kamieniu. Podobnie, jak w przypadku tysięcy innych megalitów, w przeszłości, nawet tej niedalekiej, traktowano je jako źródło darmowego budulca i powalano, rozbijano na mniejsze fragmenty; z kurhanów wybierano bardziej kształtne, obrobione kamienie, a korytarze dolmenów pozbawiano głazów dachowych. Kurhan Barnénez nie uniknął podobnych zabiegów. Cairn de Barnénez pierwszy raz naniesiono na mapy w roku 1807 w kontekście napoleońskiej ewidencji budynków i gruntów, ale dopiero 43 lata później naukowcy poważnie poruszyli ten temat na kongresie w Morlaix. Do opisu podobnych obiektów wprowadzono termin tumulus. Przez kolejny wiek wskórano niewiele więcej. W roku 1954 teren zakupił przedsiębiorca robót publicznych i kurhan zredukował do roli kamieniołomu. Kamienny budulec użyto do brukowania ulic. Tym razem los zabytku zawisł dosłownie na włosku. Protest środowiska naukowego powstrzymał wandalizm. Wdrożono projekt badań archeologicznych i restauracji zabytku, zrealizowany w latach 1955 – 1968. Jak dzisiaj widzimy, nadane wtedy kurhanowi określenie megalitycznego Partenonu jest niezwykle trafne.

Tumulusowi z półwyspu Kernéléhen dorównuje kurhan z wyspy Gavrinis w zatoce Morbihan. Urocze, portowe miasteczko Larmor Baden przyjęło rolę centrum rejsów do kurhanu (10 minut), jak i innych obiektów megalitycznych w obrębie zatoki. To wspaniała przygoda i wiele wiedzy zyskiwanej podczas krajobrazowej zabawy. Szata zewnętrzna Cairne de l’Île de Gavrinis posiada cechy wspólne z tumulusem Barnénez, jednakże wnętrze pokazuje prawdziwy „przepych”, o jaki 3900 lat p.n.e. starali się budowniczowie układając cyklopowe głazy i upiększając je misternymi, rytymi mozaikami. W opinii naukowców kurhan jest unikalny w sferze sztuki budowlanej i czołowy w skali globalnej pod względem zdobnictwa naskalnego. Przekrój tumulusu liczy 50 m. Do komory głównej, przykrytej pojedynczym głazem o wadze 17 ton, prowadzi 14-metrowy korytarz, którego ściany tworzy 29 olbrzymich, ciosanych bloków skalnych. 23 spośród nich opatrzono rytami. Dziwimy się, jak dokonano dzieła tak niebotycznego na wysepce o powierzchni niespełna 30 ha, pozbawionej rezerw odpowiedniego granitu? Jak głazy tej wagi przeprawiono przez wodę? Realnie znamy odpowiedź tylko na drugie pytanie: w owej epoce dzisiejsza wyspa wieńczyła niewielki półwysep, którego środkowy pasaż z czasem wypłukały wody zatoki Morbihan. Ciekawa jest historia samej wyspy, którą tumulus dzielił z oddalonym o 200 m klasztorem. Źródła podają, że należał do rycerskiego zakonu Szpitalników Św. Jana z Jerozolimy, „dziedziczącego” dobra Templariuszy po krwawej rozprawie z nimi w pierwszych latach XIV w. W XVII wieku posiadaczem wysepki został bajecznie bogaty Nicolas Fouquet – minister skarbu Ludwika XIV. Przepych, jakim się otoczył, na tyle uraził króla, iż urzędnik z sowitej posady państwowej trafił prosto na szubienicę. W roku 1832 posiadający wysepkę mer miasta Crac’h przystąpił do rozbiórki tumulusa traktowanego jako skład kamieni. Odsłonięta wtedy wewnętrzna komora wstrzymała dewastację, a teren przejęli archeolodzy. Inspektor zabytków historycznych – Prosper Mérimée – zanotował wtedy, iż pod względem rytownictwa artystycznego Cairne de l’Île de Gavrinis przoduje spośród wszystkich megalitów widzianych przez niego do tej pory.

O megalitach z Carnac słyszeliśmy pewnie wszyscy. Jak głosi legenda, to spetryfikowane szeregi rzymskiego legionu. Można by to przyjąć za „fakt naukowy”, ale nie zgadzają się daty: aleje poczęto ustawiać 4000 lat wcześniej, zanim Juliusz Cezar napotkał tutaj galijski opór. Wrażenie wywołane panoramą pól najeżonych tysiącami uszeregowanych menhirów jest frapujące i nadal pozostawia nas bez jasnych odpowiedzi na pytania dotyczące filozofii tego przedsięwzięcia. Tajemnica rozpostarta na tak dużej przestrzeni przekłada się proporcjonalnie na turystyczną popularność Carnac. Obecny, dobrze zachowany stan tutejszych trzech grup neolitycznych zawdzięczamy konsekwencji wspomnianego Prosper’a Mérimée. Największą stanowi 11 szeregów 1099. menhirów grupy Le Ménec, rozpostartych na długości 1160 m. Dalej na północny wschód grupa Kermario liczy około 1000 menhirów uszeregowanych w 10 rzędach długości 1300 m. Menhiry Kermario posiadają najokazalsze rozmiary i pewnie to powód wzmożonego nimi zainteresowania. Dalej, na wschód, odnajdziemy trzeci, najmniejszy zespół Kerlescan złożony z 540 menhirów ustawionych w 13 rzędach o długości 800 m. W lesie, pomiędzy KermarioKerlescan, strzałki wskażą ścieżkę do samotnie tkwiącego na polanie 6-metrowego menhiru Le Géant du Manio. To wspaniały i malowniczy okaz wzbudzający respekt dla wysiłków stawiających go ludzi. Jednakże dużo większy, niemal królewski okaz, choć tylko w połowie nawiązujący potęgą do powalonego Grand Menhir z Locmariaquer, odnajdziemy w odkrytej przestrzeni pól, 2 km na południe od miasta Dol-de-Bretagne, w północnym departamencie l’Île-et-Vilaine. Menhir de Champs Dolent liczy 9 m wysokości i rzeczywiście króluje w Bretanii, bowiem to najwyższy okaz ze wszystkich tutaj skatalogowanych.

Publikacja: Tygodnik Angora [PL]

Dodaj komentarz

Close Menu