Loire – Atlantique; słowa te, razem, czy osobno, przemawiają do ucha ciepło i przyznać trzeba, że w dniach wiosennej kanikuły mocno tchną w serca Francuzów zachętę do relaksu na łonie natury. Miękka wymowa francuska nadaje im dodatkowo zwiewnej sielankowości i uroku, cech, którymi właściwie najprościej jest opisać region wschodniej Francji, gdzie Loara (Loire) – najdłuższa rzeka kraju – w malowniczym estuarium miesza się z wodami Atlantyku. Stąd nazwa regionu i administracyjnego departamentu Francji. Już setki lat temu pejzaże doliny rzeki znalazły odbicie w obrazowym porównaniu ich do Ogrodów Francji, gdzie w plenerach jej malowniczego koryta, na przestrzeni tysiąclecia, wzniesiono ponad 300 zamków i pałaców. Najznakomitsze z nich, znane w świecie pod wspólna nazwą Châteaux de la Loire, wkomponowane w tło francuskiej campagne, eksponują w mistrzowski sposób walory każdego z minionych stylów architektonicznych. Już w 600 roku p.n.e. Namnetes – miejscowi Gallowie – spływali Loarą i wzdłuż atlantyckiego wybrzeża kierowali łodzie ku śródziemnomorskim Grekom, natomiast Celtowie z okolic tak dalekich, jak dzisiejszy Lyon, na 2000 kolejnych lat uczynili z Loary największą arterię handlową tej części kontynentu, szlak wodny, dodajmy, którego środkowy odcinek między miejscowościami Sully – sur – Loire i Maine, ze względów pejzażowych, wpisano w roku 2000 na Listę Światowego Dziedzictwa.

Stolicą regionu Loire – Atlantique jest Nantes – w 70 roku p.n.e. jeszcze mała osada rybacka bez znaczenia, w wiekach średnich naczelny gród wpływowego księstwa Bretanii, dzisiaj największy port Francji i drugie, najprężniejsze po Paryżu, miasto innowacyjnej sztuki, akademickiej nauk, nowoczesnej ekonomii. W ocenie tygodnika Time Nantes to najprzyjemniejsze miasto do życia we Francji. Dawni żeglarze zwykli mawiać o mieście La Venise de l’Ouest – Wenecja Zachodu, bowiem siatka kanałów i dopływów dzielących wysepki estuarium była tak koronkowa, iż porównanie nasunęło się samo. Niestety, z czasem gros ich zasypano powiększając zasoby terenów budowlanych. Dość nowoczesna zabudowa wzdłuż obu nadbrzeży Loary, natężony ruch samochodowy, głównie zaś młodzieńcze oblicza Nantais – Nantejczyków – zapełniających miejskie pasaże, stwarzają na pierwszy rzut oka pozór aglomeracji dość młodej, niemal beztroskiej. To właściwe wrażenie w odniesieniu do tej tak wyczuwalnej na każdym kroku duchowej aury miasta, kreowanej przez populację o średniej wieku niższej, niż w przypadku podobnych liczebnie aglomeracji Francji. Nie dziwi to, bowiem kolosalny procent Nantais stanowią studenci 14. szkół wyższych i miejscowego uniwersytetu. Poza fasadą nowoczesności nie mniej świetnie ma się także wzorowo odrestaurowana, historyczna scheda miasta – architektura zabytkowych dzielnic, które przetrwały dobre i złe czasy i doskonale uzmysławiające utrwaloną zamożność miasta, źródło jego sławy i znaczenie na przestrzeni wieków. Świadome zagubienie się w zaułkach starego Nantes przemienia się nie tylko w przyjemną i kształcącą peregrynację historii i tradycji miasta, a też w źródło zrozumienia jego codziennej, żywiołowej mentalności. Na długiej liście najciekawszych antyków zakreślimy z pewnością kupiecką dzielnicę Bouffay z placem tej samej nazwy, historycznego centrum starego Nantes. Jak dawniej, tak i dzisiaj, ton nadają tutaj restauracje i bary o menu zaostrzającym apetyty na nie tylko tradycyjne, francuskie frykasy, ale także, z racji dalekomorskich kontaktów, na kulinarne pomysły z innych kontynentów. Luksusowe boutiki słynnych marek niezmiennie pozyskują klientelę na Rue Crébillon łączącej historyczne place Royale i Graslin; dzielnica Butte St-Anne, nieopodal Place du Commerce, na przekór upływowi czasu, zachowuje harmonijny klimat minionych epok, podobnie jak średniowieczne fasady kamieniczek w zaciszu Rue Bossuet; na nabrzeżnym Quai des Antilles, po drugiej stronie Loary; po którejś szklaneczce miejscowego wina niechybnie pokusimy się o odtworzenie w wyobraźni atmosfery portowej tawerny.

Źródła historyczne podają, iż pierwszą katedrę osady Normanowie spalili w VI w. n.e. W tym samym miejscu, 14 kwietnia 1434 roku, położono węgielny kamień pod wzniesienie obecnie istniejącej, zadedykowanej Św. Piotrowi i Pawłowi. Budowa świątyni w stylu gotyku flamboyant – płomiennego – trwała mozolne 457 lat, lecz obecnie należy do najciekawszych pomników miasta. Napełnienie wnętrz naturalnym światłem i uwydatnienie nim niebosiężnej nawy głównej zdumiewa, podobnie jak ciepła iluminacja zewnętrznych elewacji, podkreślająca nocą umiejętności mistrzów kamieniarskich. Nantes do dzisiaj zachowuje umiar w panoramicznej sylwetce, dobrze widocznej z zielonego skwerku na wzgórzu przy Rue de l’Hermitage, nieopodal domu – muzeum Juliusza Verne. Ponad dachy regularnej, niezbyt wysokiej zabudowy miejskiej wznoszą się jedynie wieże katedry, dzwonnice kościołów Sainte Croix, Saint Nicolas i charakterystyczna kopuła Notre-Dame de Bon-Port, wreszcie niepotrzebnie destabilizujący panoramę biurowiec Tour Bretagne (144 m.wysokości). Nie dostrzeżemy stąd natomiast szczegóły zabytku, który od niemal sześciu setek lat dominuje centrum nie tylko Nantes, lecz całego regionu Bretanii. Do Château des ducs de Bretagne – zamku Książąt Bretońskich – trafimy wcześniej, czy później, klucząc zakamarkami starego miasta. Głęboki rów fosy z przystrzyżonym kobiercem trawy wycina granicę między pochyłością zabudowanej kamienicami skarpy, a kamiennymi murami gotyckiej twierdzy, ponad której kolistymi flankami wyłaniają się się białe lica ścian książęcego pałacu, okryte stromymi połaciami dwuspadowych dachów. W głąb fortecy prowadzi most kamienny ucięty trapem mostu zwodzonego. Chłodny korytarz wieży wjazdowej wiedzie na obszerny, kamienny dziedziniec, z którego środka, później też z wysokości fortecznych murów, najlepiej rozkoszować się niuansami historii i architektury wnętrza budowli. Zabytek nie zawsze miał postać, jaką podziwiamy obecnie; najstarsze fragmenty murów datują się na wiek XIII, natomiast rozbudowa nastąpiła u schyłku XV wieku. Franciszek II – ostatni z Książąt Bretońskich – nadał zamkowi charakter obronnej warowni, wzbogaconej o atrybuty dworskiej rezydencji. Kontynuacja rodu spadła na barki jedynej jego córki, Anny Bretońskiej – kobiety honorowej i dzielnej, ostatniej niezależnej Księżnej Bretanii, dwukrotnej później królowej Francji. Jakże wspaniale nawiązują do jej kobiecej natury misterne, renesansowe loggie frontowej elewacji Złotej Korony ( La tour de la Couronne d’Or), będące pierwszymi oznakami wpływu sztuki włoskiej we Francji. Po przyłączeniu Bretanii i Francji w roku 1532 château podniesiono do rangi rezydencji francuskich królów, z czasem zredukowanej do roli wypoczynkowego ustronia, a niecały wiek później, na przemian, do roli obskurnego więzienia, wojskowych koszar, arsenału. Dzisiaj, jako historyczne muzeum Nantes, Château des ducs de Bretagne odsłania sekrety i tłumaczy tajemnice owych zmiennych epok.

Historyczne Nantes w najmniejszym stopniu nie powściąga własnej witalności, nie skłania do „jedynie słusznej” kontemplacji i zadumy nad aspektami przeszłości. Tutaj i deszcz nie spowolni wigoru życia, nie złagodzi temperamentu lokali rozrywkowych, klubów, dziesiątek kawiarni. Cóż dopiero słoneczna aura? To ona najtrafniej objawia prawdę o Nantes, gdy z początkiem ciepłej wiosny młodzież i studencka wiara niepodzielnie anektują dla siebie miejski plener, zieleńce i parki, również wypielęgnowany trawnik w fosie château; dyskutują tam, posilają się, obejmują, opalają. Nie inaczej w przepięknym Jardin des Plantes – ogrodzie botanicznym – sięgającym początkami roku 1806. Dla szanującego się turysty to przeznaczenie nie mniej ważne, jak sam zamek, katedra, kawa na starym mieście. Przestępując bramę ogrodu przekraczamy jednocześnie granicę wyobrażenia o przyrodzie pozwalającej, w tak ogromnej skali, skomponować się w ujmująco urokliwy, harmonijny, a przede wszystkim żywy świat roślinnych barw i aromatów, sprowadzonych z Ameryki, Azji i Afryki. Drzewa stref chłodnych i gorących, kwieciste krzewy, byliny i rośliny płożące zaaklimatyzowano na 7 hektarach wzniesień niemal w centrum miasta, uatrakcyjniono kalejdoskopem kolorów mieniących się na powierzchni stawów, w strugach strumieni i pasemkach skalistych wodospadów. Określany też jako Jardin Remarquable – wybitny – i pomyślany jako botaniczny park pejzażowy, Jardin des Plantes w Nantes jest jednym z najbardziej poważanych arboretum Francji.

Gdy rozpieszcza słońce, Francuzi chętnie opuszczają mury miast. W weekendy i świąteczne dni gotowi są pokonać setki kilometrów w poszukiwaniu oddechu w otoczeniu odmienionym od codziennego. Nadmorze cieszy się zwykle największym powodzeniem, a departament Loire – Atlantique umiejętnie wykorzystuje zainteresowanie turystów. Dwa czynniki gruntują wczasową reputację regionu; plaże, których na długości całego wybrzeża Loire – Atlantique jest 65 – od zacisznych, skwapliwie pielęgnowanych przez społeczności nadmorskich miasteczek, po wielokilometrowe, renomowane kurorty nadmorskie; drugi filar powodzenia to niewątpliwie autostrady biegnące z głębi kraju, których terminalem jest Nantes. A 11 biegnie z kierunku Île de France – najludniejszej (12 milionów mieszkańców) i najbogatszej aglomeracji kraju, której rdzeniem jest paryska aglomeracja. Cztery godziny jazdy ze stolicy starczą, by ze strzelistego łęku mostu Chaviré – elementu miejskiej obwodnicy – ocenić panoramę Nantes i wziąć kierunek na jeden z dziesiątków nadmorskich zakątków. O La Baule mówi się, że to jedna z najpiękniejszych plaż nie tylko Francji. „La Baule est réputée et choc” – przekonują miejscowi, mając głównie na myśli wygody setek eleganckich pensjonatów rozprzestrzenionych w sosnowym borze nadmorskiego pasa; „drogo, ale raz się żyje” szczerze przyznają turyści. Jedno i drugie jest prawdą; kąpielisko wspaniale relaksuje ciało i umysł, ale też i skutecznie deprawuje zdrowy rozsądek kusząc mnogością atrakcji równomiernie rozłożonych na odcinku prawie 5 km plaży. Początki kąpieliska sięgają epoki poprowadzenia linii kolejowej, inaugurującej w roku 1879 połączenie Nantes z pobliskim Guérande; regularna komunikacja rozpaliła zainteresowanie wczasowiczów i inwestorów opustoszałym pasmem wybrzeża szybko zyskującym powodzenie z racji doskonałego powietrza i zalet leśnego środowiska. Do dzisiaj walory te niewiele straciły na wartości i, jak wskazują cyfry, nadal są w cenie. Czaru dawno minionych czasów wcale tu nie ubyło, przeciwnie, nadal jest dobrze wyczuwalny i jeśli tylko zechcemy, przemówi w trakcie spaceru wzdłuż Allée Cavalière, podczas rendez – vous na jednej z handlowych uliczek, w pieszym marszu, czy też rowerowym rekonesansie ścieżkami lasu Escoumblac. La Baule jest znaczącą marką prestiżowego, urlopowego biznesu, podatnego na wygórowane oczekiwania, więc jeśli nie natura, to może odrobina hazardu w kasynie, bądź dawka nowoczesnej talasoterapii, może któryś z wodnych sportów, czy jednak konkurs elegancji, bądź też dyskotekowe światła? Voila! La Baule rzadko sypia!

Nantejczycy najchętniej bywają w mniej kosmopolitycznych kąpieliskach; Piriac-sur-Mer, Plage de Sorlock, Pornic, Bernerie-en-Retz, Tharon, Plage de l’Ermitage… W sumie 133 km kąpielisk na fantazyjnie rozwiniętej linii brzegowej departamentu Loire – Atlantique. Wielu jednakże skusi skrawek lądu poniżej południowej granicy Loire – Atlantique, w sąsiednim departamencie Vendée. Choć na mapie wygląda jak półwysep, Île de Noirmoutier jest wyspą wyjątkowa pod każdym względem. To popularna wśród turystów podłużna wyspa pływowa, co znaczy, iż podczas odpływu można przejść z niej suchą nogą na kontynent. Tak też czyni się do dzisiaj, pieszo, czy samochodem, pomimo nowoczesnego mostu oddanego do użytku w roku 1971. Od XVI w. służy temu niebywały Passage du Gois – kamienny trakt na morskim dnie o długości 4,5 km – dwukrotnie dziennie zalewany wartkim przypływem. Przebycie pasażu w duchu lekkomyślnego zlekceważenia godzin pływów kosztowało już w historii wiele ofiary i w celu bezpieczeństwa, od roku 1830, po obu stronach wjazdu, podaje się dokładne godziny ruchów wody. Również mgła, szczególnie dla tutejszych rybaków i zbieraczy małży, grozi zagubieniem się na gładkiej pustyni morskiego dna i utonięciem w głębinie sięgającym w przypływie nawet 4 m głębokości. Île de Noirmoutier zwykło się lirycznie tytułować Wyspą Mimozy, bowiem łagodny klimat pozwala roślinie kwitnąć tutaj nawet w okresie zimy. Z okien samochodu zauważymy w nizinnym krajobrazie połacie płytkich stawów o regularnych, kasetonowych podziałach. W wielu woda mieni się pastelowymi kolorami. To saliny – miejsca najbardziej naturalnego sposobu pozyskiwania soli z wody morskiej metodą odparowania. To istotne źródło miejscowych przychodów, białe złoto, wzbudzane grzejącym słońcem i przewiewem zmiennego wiatru, natomiast turystykę – hegemona niemal całej okolicy – inspiruje urlopowe zainteresowanie wielce odmiennym krajobrazowo zakątkiem Francji, szczegółowo opisanym już w rzymskich kronikach. Słoneczny klimat sprzyja farmerom we wczesnych żniwach, których nie lada owocem są jedynie tutaj uprawiane bonnotte – najdroższe na Ziemi ziemniaki, umieszczone w menu jedynie najbardziej luksusowych restauracji świata. Nie do wiary; ale cena kilograma lekko słonawych bulw, tak delikatnych, iż jedynie dobywanych ręcznie, sięga bagatela 500 euro… za kilogram. Wysadzane do gleby w lutym, nawożone tylko algami i wodorostami, zbierane są w pierwszym tygodniu maja i aby zachować unikalne zalety ich zapachu i smaku, wybrane, najdalej nazajutrz powinny trafić na stoły majętnych smakoszy.

Herbaudiere na północno-zachodnim skraju wyspy to nie tylko główny port rybacki, ale i miłe oku i nastrojowe, barwne centrum turystyczne Noirmoutier. Marina dla niemal 500 jednostek motorowych i żaglowych skupia wokoło siebie sieć gastronomiczno-handlowych uliczek z zachowanymi egzemplarzami architektury mieszczańskiej, widowiskowo uzupełnionej zabytkową zabudową charakterystyczną dla niegdysiejszych potrzeb miejscowej gospodarki. Większość miejskich kamienic, rezydencji i posiadłości spełnia turystyczne oczekiwania. Im bliżej pozamiejskiej linii wybrzeża, tym więcej cichej natury lasu sosnowego i wydm, rozdzielonych zakolami piaszczystych plaż i skalistymi wzniesieniami granitowej falezy, z której tak kojąco i beztrosko maluje się atlantycki pejzaż. Lecz by dostrzec więcej, udajmy się do Chateau de Noirmoutier, będącego najwyższym punktem wyspy. Stamtąd, z murów zamku, zmierzymy się z prawdziwie urzekającą, sielską panoramą niemal całej wyspy.

Publikacja: Tygodnik Angora

Dodaj komentarz

Close Menu